Piotr Górniak

Piotr Górniak

Urodził się w 1937 roku w Barszczowicach niedaleko Lwowa. Tam z matką, siostrą i babcią,matką ojca, przeżył II wojnę światową (ojciec w tym czasie był na wojnie). Po wojnie rodzinę przymusowo przeniesiono do Dobrodzienia koło Lublińca, a cały majątek pozostał w Barszczowicach. Szkołę podstawową ukończył w Dobrodzieniu, a szkołę średnią we Wrocławiu. Pracował jako nauczyciel praktycznej nauki zawodu w Lotniczych Zakładach Naukowych w Psim Polu i w Zespole Szkół Zawodowych w Dobrodzieniu. W latach 70. powrócił do Dobrodzienia. Ma żonę, troje dzieci i dwóch wnuków.

Wspomnienia Piotra Górniaka

Opis wywózki na Sybir z terenów dawnych Kresów dziadków Piotra Górniaka na początku 1940 roku.

 Ze Starego Jaryczowa na Sybir

Po wkroczeniu do Polski w 1939 roku wojsk radzieckich zaczęto prześladować Polaków, co mocno odczuwało się w Starym Jaryczowie, powiecie lwowskim. W lutym 1940 roku, wcześnie rano, gdy było jeszcze ciemno, Ukrainiec ze Starego Jaryczowa zaczął pukać do drzwi rodziców mojej mamy, a moich dziadków – Heleny i Walentego Śliwków. Gdy dziadek zapytał „kto tam?”, wówczas usłyszał glos znanego mu Ukraińca: „To ja, Pełyp, otwierajcie”. Wtedy dziadek zaświecił lampę i otworzył drzwi. Do domu wszedł żołnierz radziecki arogancko krzycząc: „Ubierać się”. Nadaremne były prośby, płacz i tłumaczenia, że nic złego nie zrobili. Żołnierz zagroził: „Jeżeli będziecie krzyczeć, to was zastrzelę”.

Głodnym, pozwolił jedynie wziąć pierzynę, trochę odzieży i kazał wsiąść na czekające na dworze sanie z woźnicą Ukraińcem. Sanie ruszyły w kierunku wsi Zapytów na stację kolejową , gdzie stały wagony towarowe pilnowane przez Rosjan. Po zapełnieniu wagonów Polakami, pod ścisłą eskortą żołnierzy, pociąg ruszył na Sybir. Po przewiezieniu dziadków do Kazachstanu, osiedlono ich w barakach. Babcię wysłano do pracy w kołchozie, a dziadka do wyrębu drzew w lesie i budowy nowych baraków.

Pierwszy list napisany przez dziadka 31 maja 1940 roku otrzymaliśmy po pięciu miesiącach, następne też przychodziły z opóźnieniem albo ginęły. Listy i paczki z ciepłą odzieżą wysyłane przez nas często do dziadków nie dochodziły. Brak wyżywienia i ciepłego ubioru podczas pracy w lesie zima spowodowały, ze dziadek zachorował i zmarł. Babcia, po sześciu latach tułaczki 1 sierpnia 1946 roku powróciła z Kazachstanu do Polski. 

Kopia listu napisanego z Kazachstanu przez dziadka Walentego Śliwkę 31.05.1940r.

Moja mama Katarzyna, córka moich dziadków Heleny i Walentego Śliwków, przed wojną wyszła za mąż za Franciszka Górniaka, i zamieszkała w Barszczowicach. Barszczowice od Starego Jaryczowa oddalone były o pięć kilometrów. W chwili wybuchu II wojny światowej mój ojciec został powołany na wojnę, podczas której dostał się do niewoli niemieckiej w Magdeburgu.

Gdy wkroczyli Sowieci do Starego Jaryczowa, brat mojej mamy Michał, wyczuwając wrogość Ukrainców do Polaków i w obawie o swoje życie, ukrywał się u nas w Barszczowicach. Myślał że jego starszym rodzicom, Helenie i Walentemu nic nie zagraża. A jednak przez to, że byli Polakami, a dziadek pełnił funkcję gajowego, zostali jako pierwsi wywiezieni z tej wioski na Sybir.