Krystyna Bryk

Krystyna Bryk

Relacja Krystyny Bryk, której rodzice uratowali dwie żydowskie dziewczynki przed zagładą podczas II wojny światowej.

Kim jest Krystyna Bryk

rodziła się 18 czerwca 1925 roku w Krzywczu Górnym nad Dniestrem, w województwie Tarnopolskim. W czasie II wojny światowej była świadkiem eksterminacji Żydów w miejscowości Krzywcze Górne. Po wojnie została wraz z rodzicami i z babcią wywieziona na Śląsk Opolski, gdzie czerwcu 1945 osiedlili się w Kłodoboku. Krystyna Bryk mieszka tam do chwili obecnej. Zawarła związek małżeński z Władysławem Bryk, przesiedlonym z miejscowości Stanisłówka, w powiecie Żółkiewskim. Mają dwie córki.

Wspomnienia Krystyny Bryk

Sąsiedzi

Nazywam się Krystyna Bryk z domu Budyńska. Urodziłam się 18 czerwca 1925 roku w Krzywczu Górnym nad Dniestrem w województwie tarnopolskim. Byłam pośrednim świadkiem eksterminacji Żydów w miejscowości Krzywcze Górne w 1943 roku. Rodzice nie pozwalali mi wprawdzie na opuszczanie domu w dniach mordu, wymieniali jednak w domu informacje o tym, co działo się w miasteczku. Mogłabym dziś wskazać miejsce pochowania zamordowanych w Krzywczu.

W okresie od wiosny 1943 roku do kwietnia 1944 pomagałam moim rodzicom, Józefowi Budyńskiemu i Annie Budyńskiej z domu Czarneckiej ukrywać w naszym gospodarstwie dwóch sióstr – Żydówek, moich przyjaciółek szkolnych. Siostry Betty i Molly Bluhman przeżyły dzięki temu wojnę, a po jej zakończeniu wyjechały do USA, gdzie wyszły za mąż i założyły rodziny.

Rodzice Betty i Molly, Sheindel i Pinches Bluhman, byli w Krzywczu Górnym właścicielami lub użytkownikami zamożnego domu wraz z gospodą na rynku, nieruchomości rolnej oraz prawdopodobnie młyna zbożowego. Los Pinchesa Bluhmana jest mi nieznany. Żona Pinchesa, Sheindel Bluhman, przeżyła z synem Josefem oraz obiema córkami wielką akcję „polowania” na Żydów. Sąsiadujące z nami gospodarstwo należalo do mej cioci, Celiny Toporowskiej. Ukryla ona w zabudowaniach gospodarczych panią Sheindel Bluhman, jej syna Josefa oraz innego mężczyznę, Mordko Kona. Zbiegowie wychodzili po zapadnięciu zmroku ze swej kryjówki, aby załatwić potrzeby fizjologiczne, rozprostować kości i zaczerpnąć świeżego powietrza. Kiedyś zostali zauważeni przez ukraińskiego sąsiada, Stefana Bojko, który doniósł policji o swoim odkryciu. Przybyły na miejsce policjant ukraiński zastrzelił całą trójkę bezpośrednio w gospodarstwie Toporowskich. Ciała zabitych pochował Bojko, prawdopodobnie na swym polu. Dziewczęta usłyszały śmiertelne wystrzały, które padły w pobliżu ich kryjówki i pytały, czy nie została zabita ich mama i brat. Budyńscy początkowo zaprzeczyli, aby nie pogarszać stanu psychicznego dziewcząt. Tragiczną prawdę o śmierci matki i brata przekazali im dopiero tydzień później. Mordercy nie wiedzieli nic o ukrywaniu przez rodzinę Budyńskich, będących sąsiadami Toporowskich, dwójki dziewcząt – ostatnich pozostalych przy życiu członków rodziny Bluhman.

Nagrodą jest ocalenie

Rodzice utrzymywali bliskie i przyjazne stosunki z mieszkańcami Krzywcza narodowości żydowskiej, korzystając często z ich sąsiedzkich porad dotyczących zdrowia, mody, prowadzenia domu i gospodarstwa rolnego. Siostry Bluhman ukrywały się przez rok w słomie na poddaszu naszej szopy, gdzie żywność oraz pojemnik na nieczystości podawała im codziennie moja matka Anna Budyńska. Molly Bluhman, urodzona około 1922 roku, opiekowała się młodszą siostrą Betty, urodzoną około 1930 roku. Po wyzwoleniu Krzywcza przez Armię Czerwoną okazało się, że wojnę przeżył także znajomy sióstr Bluhman – Icchak, syn Abrahama. Do wybuchu wojny Icchak trudnił się z ojcem oraz swymi braćmi handlem końmi w Krzywczu. Spotkania kilku ocalałych od zagłady Żydów z Krzywcza odbywały się wielokrotnie w naszym domu. Sąsiedzi nazwali wtedy nasz dom: Judenrat. Latem 1944 roku Molly i Betty Bluhman wyjechały do Borszczowa, a wczesnym latem 1945 roku rozpoczęły swą podróż do Ameryki. W USA mieszkała ciotka sióstr.

Po śmierci moich rodziców poszukiwałam sióstr Bluhman za pośrednictwem Polskiego Czerwonego Krzyża, Centrum Wiesenthala w Wiedniu oraz Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, lecz na moje listy nie otrzymałam odpowiedzi. Obecnie na stronie internetowej Yad Vashem znalazłam informację o tragicznej śmierci ich brata, Josefa Bluhmana, z podanym adresem Betty Bluhman. Jestem szczęśliwa, że pod koniec życia udało mi się odnaleźć siostry i porozmawiać z nimi telefonicznie. Cieszyłabym się także bardzo z możliwości spotkania z nimi, lecz wiek i stan zdrowia uniemożliwi zapewne to życzenie. Betty spytała za pośrednictwem mojej córki, czy czegoś od niej oczekuję jako gestu wdzięczności. Odpowiedziałam, że nie oczekuję od sióstr żadnej materialnej rekompensaty. Największą satysfakcją było dla mnie przeżycie przez nie piekła zagłady oraz ich odnalezienie po 60 latach. Dziewczęta Bluhman zagrożone były utratą życia z rak niemieckich okupantów lub nacjonalistów ukraińskich. Lęk o własne życie skłonił je do szukania pomocy. Moja matka, Anna Budyńska, nie potrafiła, mimo niebezpieczeństw grożących ukrywającym, odmówić im pomocy, bo była z nimi bardzo związana. Nie mogła także pogodzić się z tragiczną sytuacją Żydów, których bez żadnego powodu i zupełnie bezkarnie mordowano. Z tego powodu doznała psychicznego szoku, ciągle płakała. Powody do płaczu mam dziś również ja, kiedy z ust gorliwej religijnie osoby dowiaduję się, że Pan Bóg do trzeciego pokolenia karze ludzi, którzy pomagali Żydom, dlatego bo Żydzi zamordowali Jezusa. Szczęśliwe uratowanie przez moją rodzinę życia dwojga młodych ludzi zasługuje w kontekście barbarzyństwa II wojny światowej oraz antysemityzmu na uwagę. Był to może niepozorny, lecz szlachetnego czyn. Historię tego ocalenia przekazałam w roku 2004 do Yad Vashem w Jerozolimie. Została ona tam potwierdzona w roku 2005 na prośbę Betty Breitstein przez jej córkę oraz zięcia Michaela Matza, korespondenta „The Philadelphia Inquirer” w Jerozolimie.

Moja matka pomogła także w uratowaniu życia mężczyzny o nazwisku Seile Semmel. Ukrywał się on w Krzywczu Górnym razem z grupą dziesięciu osób w zabudowaniach Ukraińca Iwana Puszkara. Na prośbę Semmela, matka kupowała wielokrotnie mięso cielęce, przyrządzała posiłki i dostarczała je Semmelowi za pośrednictwem Puszkara. Po II wojnie światowej zostałam wraz z rodzicami i z babcią wywieziona na Śląsk Opolski. Osiedliliśmy się w Kłodoboku. Mieszkam tam do dziś. Zawarłam związek małżeński z Władysławem Brykiem, przesiedlonym z miejscowości Stanisłówka, gmina Mosty Wielkie, powiat Żółkiew. Urodziły się nam dwie córki: Bogumiła Kruszyńska-Bryk, zamieszkała w Holandii i Jadwiga Tuszyńska-Bryk, zamieszkała w Karłowicach Wielkich.